milosc i potwory 2020 troche o filmie

Choć kwestią dyskusyjną jest, czy ludzkość zasługuje na pewien ratunek, kino hollywoodzkie pozostaje niewzruszone. Zazwyczaj psim swędem powtarza się zażegnać katastrofę, i skoro nie, to na zgliszczach cywilizacji, mimo wszystko, kiełkują dobro, prawo oraz piękno. Dlatego, oglądając "Emocja oraz potwory", zacząłem się zastanawiać, czy by na pewno Ziemia po globalnej mutacji, wywołanej chemicznym opadem z rakiet mających ocalić ludzkość, to takie złe miejsce? Natura bowiem, jak po sterydowym zastrzyku, zyskała dość sił, aby nareszcie upomnieć się o nasze. Zimnokrwiste przejęły powierzchnię planety, spychając służących do jaskiń i nor, zieleń oplotła porzucone auta oraz samo kamienice. Zapanowały relaks oraz cisza.

Nie istnieję efektywny, czy umyślnie reżyser Michael Matthews pokazuje człowieka jako pasożyta na tymże systemie; huby nieprzystającej do tego nowego systemu; do dobrej równowagi. Nie przyjmuję. Gdyż nie jesteśmy przecież do postępowania z ekranizacją odezwy do ludu świata wygłoszonej przez antynatalistycznego brata bliźniaka Davida Attenborougha, jednak z awanturniczą historią oraz postapokaliptycznym kinem drogi przeznaczonym dla publiczności od lat pięciu, do stu pięciu.

Dobry jest tenże punkt rozwiązania również motywacja głównego bohatera, pogubionego Joela. Chłopak nawet po upadku ludzkości siedzi przy biurku dodatkowo nie wyściubia nosa z bunkra, bo przy spotkaniach z mutantami nieruchomieje, stając się również dostępnym celem, ergo – narażając towarzyszy. Tyle że nawet pod ziemią każdy gościa planuje dodatkowo kochanek jest dobrym singlem na domu. Stąd, by nie poznać własnego życia samotnie (i, zapewne, nie zostać przygniecionym przez seksualną frustrację), musi przezwyciężyć lęk i zdobyć na zewnątrz z zamiarem odnalezienia ukochanej sprzed lat. Trzyma ich wakacyjna emocja oraz pocałunek na tylnym siedzeniu osobówki. Dzieli – kawał drogi. Dziewczyna przebywa na placu innej koloni, i nikt obcy nie ma celu się narażać dla romantycznego uniesienia, stąd młody zarzuca plecak na ramię i przesuwa w odległość samotnie.

Aż do końca ilustrującego starą prawdę, że dużymi potworami są ludzie, zaś nie, no cóż, potwory, obraz jest kroniką dość powtarzalnych zmagań bohatera z gigantycznymi robalami i płazami. Niby już sam termin nie pozwalał oczekiwać na nic nowego, lecz fabularnych urozmaiceń tu niewiele. Nawet przypadkowe spotkania – więc z psem, który lubi przybyć niczym Han Solo i zabezpieczyć jakość w współczesnej chwili, więc z ekscentrykami od survivalu przypominającymi jako żywo duet Hit Girl i Big Daddy – przypominają tu leniwe odhaczanie gatunkowych punktów kontrolnych. Ciężko było mi odepchnąć od siebie uczucie, że działają one nie tyle charakterologicznemu rozwojowi Joela, co zrobieniu gracza (przepraszam – bohatera) na następne starcie.

Żeby nie było – choć nić przewleczona przez fabularne koraliki jest prostej jakości, same etapy są ciekawe i świetnie się patrzy na ostatnie cuda z komputera, występując w górę, jak tym jednocześnie neurotyczny amant sobie poradzi. Szkoda jednak, że w bajek o dojrzewaniu praktycznie do samego końca Joel stanowi tym jednym facetem, którego poznaliśmy nawet nie tyle na wstępu filmu, co dzięki osadzonej siedem lat wcześniej retrospekcji. Joel to licealista uwięziony w ciele dwudziestoparolatka, którego trudy postapokaliptycznego żywota nauczyły tylko tego, że świetnie byłoby uznawać dziewczynę. Szybki kurs dorosłości przejdzie dopiero, gdy odnajdzie Aimee również znajdzie, że ona wtedy teraz stała się kobietą. U Joela proces tenże istnieje trochę klarowny, natomiast on osobiście nie dość zdecydowany. Najbliżej sensownej refleksji na problem życia, skomplikowanych emocji i stanu świata będzie, wpadając w realne oczy ogromnego kraba. Darmowe filmy Online

A ponieważ przy krabie jesteśmy, proekologiczna wymowa filmu potrafiła być tu asem w rękawie scenarzystów oraz tak mocnym, fabularnym elementem. Skąd tymże jednocześnie – podawana jest wcale nieśmiało również rodzi się produktem ubocznym tekstu. Twórcy "Miłości oraz potworów", choć grają niezłymi kartami, boją się zaryzykować i zwiększyć stawkę. Nic dziwnego, że zadowoleni z przedstawionej na stół pary dziesiątek, zgarniają niewielką pulę.

army of the dead 2021 recenzja

Zack Snyder powraca z obecnym uniwersum. Tym zupełnie stosuje do korzeni oraz rozwija świat opętany przez zombie w filmie stworzonym dla platformy Netflix. Lub jest to sztuka duża uwagi? Przeczytajcie naszą ocenę.

Zack Snyder swoim Początkiem żywych trupów z 2004 roku przywrócił zombie do momentów świetności. Znów broniły się one powszechne oraz na pewne zagościły w popkulturze. To dzięki niemu giganci tacy jak AMC zgodzili się na pracę The Walking Dead, które przerodziło się w bardzo lukratywną dla tej telewizji serię. Snyder jednak porzucił świat umarlaków dla swojej prawdziwej miłości – komiksów DC. Dostał możliwość realizowania DCU oraz wszelkie nowe pomysły poszły w odstawkę. Wróciły, gdy konflikt z WB urósł do takich rozmiarów, że Snyder nie był wyjścia oraz potrzebował zmienić studio. Tu pojawił się Netflix, który zdecydował wykorzystać szum wokół reżysera, a też przyciągnąć do siebie miłośników jego pracy. Dał więc zielone światło nie właśnie na realizację Army of the Dead, lecz również na wykonanie całego uniwersum, w jakiego sklep będą tworzyły sequele i prequele pokazujące stany tego świata i pewnych bohaterów. Powstał że nawet serial animowany. https://filmyzlektorem.pl/

Widać, że Snyder, pisząc scenariusz, mocno sugerowałem się Złotem dla zuchwałych Briana G. Huttona. Koncepcja jest przecież identyczna. Grupa śmiałków dowodzona przez Scotta Warda (Dave Bautista) zostaje zatrudniona przez pewnego biznesmena (Hiroyuki Sanada), aby wedrzeć się do jego kasyna znajdującego się w centrum Las Vegas, będącego właśnie terenem zajętym przez zombie. W skarbcu znajdują się porzucone palety wypełnione milionami dolarów. Pracownicy obejmują je odzyskać w zmian za udział w zyskach wynoszących 20 milionów dolarów. Misja daje się być sztywna i odpowiednio zaplanowana. I jak łatwo się domyślić, nic tak nie będzie.

Army of the Dead w tymże swoim założeniu było być oryginalnym filmem, w którym grupa śmiałków na przeróżne sposoby masakruje hordy zombie. A mnie to w sumie na wstępie odpowiadało. Bohaterowie, przynajmniej na papierze, są bardzo niezwykli i wielcy. Nie lubią za sobą nawzajem. Wszystek spośród nich zamierza swoje powody, dla których wykorzystuje wkład w ostatniej pozycji. Za odzyskane pieniądze chcą zacząć z inna, z dala od tego przeklętego miejsca. Scott czeka na ostatnie, że pieniądze pomogą jego córce rozpocząć nowe mieszkanie. Chce odbudować spośród nią więź. Martin (Tig Notaro) i Vanderohe (Omari Hardwick) planują być wydajni, a taki Dieter (Matthias Schweighöfer) jest po prostu niezrozumiałą obsesję na czynniku skarbca a nie spocznie, dopóki go nie otworzy. Jak może, ich przyczyny są stosunkowo łatwe oraz kilkoro wyszukane. Oraz oczywiście naprawdę cała fabuła taka jest. Odpowiadam to nie z prawdziwą ilością rozczarowania, bo tworzył na rzecz więcej. Niestety będzie ciężkim spojlerem, jak napiszę, że nie wszyscy bohaterowie dożyją do napisów końcowych. W takich realizacjach to niezbędne, a nawet oczekiwane przez widzów. Fakt stanowi w niniejszym, kiedy są oni niszczeni – moim pojęciem w tym elemencie Snyder kompletnie dał ciała. Śmierci są głupie i przypadkowe. Jakby nagle postaci straciły możliwość logicznego myślenia. Nie znajdowały, co się wokół nich dzieje. Miejscami widz będzie traktował doświadczenie, że ogląda horror klasy B, bo ofiary zatrzymują się nieracjonalnie oraz istnieje to złe.

Do tego silny twist – czyli odkrycie przed bohaterami oraz widzami, o co tak naprawdę należy w tejże poważnej misji – jest niedorzeczny. Powoduje, że cała intryga rozpada się jak domek z stron. Rozumiem, że Zack chciał, aby widzowie rozkoszowali się światem, jaki stworzył, również bogatymi sposobami zombie, natomiast wtedy wszystko ginie w lasu głupich decyzji scenariuszowych.

Reżyser chciał chyba, aby dość duża obsada poniosła ten film swoją charyzmą. Niestety, mówiąc szczerze, to oprócz Schweighofera nie jest tutaj postaci ciekawych. Takich, z jakimi widz mógł nawiązać kontakt a im sprzyjać. W grup ich los jest nam obojętny – gdyby są zjadani czy wysadzani, nie pisze wtedy na nas żadnego wrażenia. Podobnie zresztą jak przedstawiający się na wczesny plan Bautista. Grany przez niego Ward jest poważny, ciągle zamyślony i trudny. Jeśli oczekujecie, że rzuci jakimś zabawnym tekstem, to trudno się rozczarujecie. Zresztą sam Dave Bautista zaznaczał w wywiadach, że w niniejszym obrazie chciał nauczyć swój talent aktorski. Zupełnie mu to wyszło.

Cały film trwa prawie dwie również pół godziny. Jest przeprowadzony wieloma bardzo fascynującymi również pięknymi scenami walki, które zamieszkują w świadomości na dłużej. Widać, że Snyder dobrze zajmował się, kręcąc ten obraz. Może miejscami trochę za dużo, dlatego efekt końcowy sprawia wrażenie produkcji niedopracowanej w kategorii fabularnej. Twórca tak mocno skupił się na ścianie wizualnej dodatkowo na tymże, by być całe uniwersum, że odpuścił trochę logikę. Ma wielu bohaterów jak mięso armatnie. Do bieżącego przyczyna głównego czarnego charakteru, nie mówię tutaj o alpha zombie, jest oryginalna. Nie odczuwa sensu, co potwierdza już sam początek filmu.

Czy Snyderowi udało się powtórzyć sukces sprzed 16 lat również dać coś nowego do tematu zombie? Nie nie. Ten film nie przesuwa żadnej granicy. Nie zakłada nic innego do tematu, który Kirkman wraz z armią showrunnerów wycisnął do poprzedniej kropli.

Army of the Dead to klasyczny akcyjniak, w którym zużywa się całe zastępy zombie w bardzo spektakularny i ciężki sposób. Niestety istnieje ostatnie produkcja ani mocno przełomowa, ani jakoś zaskakująco rozrywkowa. Czekania w kontaktu do niej stanowiły o znacznie większe. Zwłaszcza przy tak ciekawej i zróżnicowanej obsadzie.

nowy film the mitchells vs the machines 2021

Mitchellowie kontra maszyny to silna petarda. Obraz chodzi do posiadana najpiękniejszej animacji 2021 roku, ale toż też czołówka wśród wszystkich filmów mających premierę w dzisiejszym roku. Strona z Filmami

Obraz Mitchellowie kontra maszyny zbiera świetne recenzje na wszelkim świecie, a ale jeszcze kilka miesięcy temu nikt nie odkładał na niego z kolorami na twarzy. Oczywiście ekipa realizacyjna bardzo dobro rokowała (film stworzyli ludzie odpowiedzialni za Spider-Man Uniwersum), tylko nie stanowił wtedy obraz, który długo przed premierą promowano z gigantycznym rozmachem. W 2020 roku nadeszła pandemia COVID-19 i Mitchellowie kontra maszyny powędrowali na półkę wraz z dziesiątkami innych zawieszonych produkcji. W wypadku animacji Sony Netflix postanowił jednak wykonać sport i chwała mu zbyt to. Streamingowy potentat zakupił za grube miliony ten niepozorny film plus stanowiła to niezwykła decyzja. Dzięki niej ma już w prywatnej bibliotece jedną spośród najbardziej dużych pracy dla wszystkiej rodziny.

Trailery zapowiadające Mitchellów nie oddawały tego, co w ostatnim filmie jest najweselsze również najważniejsze. To pewien spośród ostatnich faktów, gdy to przejaw nie do kraju realizuje swoją wartość – zamiast podgrzewać emocje, wywoływał obojętność. Ot, kolejna à la pixarowska praca z poprawnie politycznym przesłaniem oraz pewnymi żartami. W rzeczywistości film okazał się czymś kompletnie innym, także w postaci formy, kiedy również zasady. Pamiętajmy, że Spider-Man Uniwersum też w trailerze obiecywał nieco inną rozrywkę. Bogactwo wizualne oraz fabularne filmu nijak trzymało się do bieżącego, co wskazano nam w kilkuminutowej zapowiedzi. Paradoksalnie ta idea działa na korzyść filmu. Zbyt wiele widzieliśmy zwiastunów obdzierających pracę z wyjątku zaskoczenia, a czasem z wszelkiej magii życia z czymś innym. Trailer Mitchellów zarysowywał jedynie główną oś fabularną, zaś toż, co najpiękniejsze, widz jest już podczas seansu.

Punkt rozwiązania jest użyteczny również dość standardowy. Rick to old-schoolowy miłośnik natury, który dokładnie nie zna się odnaleźć w świecie nowych metod. Jego córka Katie jest pasjonatką internetu, portali społecznościowych również sztuki youtube’a. Jak nietrudno się domyślić, para nie może znaleźć wspólnego języka. Rodzinkę dopełniają zakochany w dinozaurach syn i mama z zazdrością widząca na dobrą familię sąsiadów. Mitchellowie są sympatycznymi dziwakami, którzy wyruszają w drogę zdezelowanym samochodem głowy rodziny. Muszą odwieźć Katie na uczelnię, bo dziewczyna właśnie rozpoczyna studia. Wspólna wyprawa daleka istnieje z sielanki. Sytuacja wkrótce się pogarsza, bo oto zakłada się robo-apokalipsa. Sztuczna inteligencja przejmuje opiekę nad światem i wyłapuje wszystkich pracowników. Oczywiście uchować udaje się jedynie Mitchellom, którzy rozpoczynają walkę również o stan ludzkości, jak oraz oryginalne więzy rodzinne.

Mamy wtedy dość tradycyjną historię o sile familii, pokonywaniu przeciwności stanu oraz przełamywaniu wewnętrznych barier. Główna oś fabularna nie jest niezwykle zaskakująca, przecież tymże, co daje Mitchellów na polu dziesiątek innych mainstreamowych animacji, są akcja również metoda wypełniające klasyczną podróż z problemu I do celu B. Oprawa audiowizualna, dialogi, postacie, poczucie nastroju oraz meta-żarty to mocna rewelacja. Rozpoczynając seans animacji Sony, czujemy się tak, jakbyśmy przybyli do zrealizowanej po brzegi lodziarni, w najbardziej dużym lunaparku na świecie. Na dowolnym kroku czeka tutaj na nas ważny smakołyk. W obrazie nie ma zmarnowanej sekundy. Wszystkie sekwencje idą w działalności wspaniałej rozrywki. Poszczególne sceny przepełnione są nieskrępowaną energią, która prowadzi nam z pierwszych chwili, aż do ostatniej sceny. Film nie osadza się ani na sekundę, ale widz nie jest ciężki nagromadzeniem akcji. Chłoniemy wszystko, co się dzieje na ekranie, skoro stanowi toż po prostu tak wyśmienicie dobre.

Trudno w ostatnie uwierzyć, a w Mitchellach nie ma ani jednego przestrzelonego żartu. Film śmieje się zarówno z internetowego nieogarnięcia starszego pokolenia, jak i z zamiłowania od wi-fi tych młodszych. Ostrze satyry zadaje celne ciosy, choć co ważne, nie ma tutaj za pieniądz złośliwości. Nikt tutaj nie jest pokazany w negatywnym świetle. Pewne tendencje traktowane zostają humorystycznie, a o krytykanctwie nie jest mowy. Ten sposób doskonale wpisuje się w ciepły przekaz filmu. Finalnie przesłanie tworzy na układ pomiędzy tradycjonalistycznym i nowym popatrzeniem na życie. Dwie wizje świata mogą ze sobą koegzystować, co bynajmniej nie dla ludziach jest proste. Więc tak dobra animacja jest pięknym czymś na pokoleniowe konflikty. Film idealnie przyznaje się do obejrzenia przez wszą rodzinę. Po seansie na że zostanie dodatek w górze także tym mniejszym, kiedy również starszym.

Mitchellowie kontra maszyny jest filmem świetnie wyważonym. Refleksyjne segmenty nie są za długo również zawsze zakończone są celną oraz zabawną puentą. Twórcy nie marnują minut ekranowych, by wyjaśnić przyczyny robo-apokalipsy. Krótka prezentacja, kilka słów wprowadzenia oraz już podajemy się w wir akcji. Świetny rytm również ogromne tempo. Aż dziwo bierze, że wygląd nie traci przy tym myśli. Mitchellów pod wieloma względami można porównać do Spider-Man Uniwersum. Widoczne jest podobne rozwiązanie do sekwencji akcji – rozrywkowe, kolorowe, wręcz komiksowe. Świetnie wypadają momenty, gdy grafika 3D zostaje ozdobiona dwuwymiarowymi motywami. Dobrze sprawdzają się również popkulturowe smaczki oczekujące na nas praktycznie na dowolnym kroku. Większość z nich skierowanych jest do dorosłego widza, jednak wiele bez problemu odczytają nawet dzieci. To nowa ważna zaleta Mitchellów. Nikt nie traktuje tu najmłodszych pobłażliwie. Niektóre postmodernistyczne wstawki skierowane są bezpośrednio do nich, co stanowi podstawowym novum w takiej formule. Od czasów Shreka istniała toż przecież domena starszych widzów, którzy nierzadko prowadzili naszym pociechom podczas oglądania „bajek dla niemowlęta”. Mitchellowie kontra maszyny pozwalają czytać między wierszami również najmłodszym. Miejmy nadzieję, iż ta szkoła będzie pielęgnowana w następnych mainstreamowych dziełach dla całej rodziny.

Wykonaniem tej umów jest udany voice acting. W pierwszych bohaterów wcielają się między innymi: Danny McBride, Eric André, Maya Rudolph i Olivia Colman. Aktorzy wykonują dobrą pracę, tylko tak tak wówczas nie oni są najważniejsi. Na owacje na stojąco zasługują zarówno realizatorzy odpowiedzialni za oprawę audiowizualną, jak i scenarzyści, którzy w części przypadków znajdują w dziesiątkę. Czuć, że twórcy dali w obecny projekt serducho, wynikiem czego powstało dzieło z tak fantastyczną pozytywną energią. Animacja Mitchellowie kontra maszyny nie jest w pompatyczne tony ani nie próbuje nas uświadamiać poprzez wzniosłe monologi bohaterów. Wbrew to danie wykonywa naszą pozycję, a co najważniejsze, doskonale współgra z klasą rozrywkową. Produkcja Sony, też jak Co w świadomości gra, jest najlepszym przedstawicielem nurtu wytyczającego nowe drogi w animacjach dla wszystkiej rodziny. Takie filmy po prostu się pamięta!

opis sabat siostr 2020

Sabat sióstr to łatwy na Netfliksie film, który prowadzi o polowaniu na czarownice w Terenu Basków na wstępie XVII w. Podejmowana w nim rzecz tego, jak Kościół katolicki oraz patriarchalna władza roszczą sobie należeć do kontroli nad kobietami, nadal istnieje przecież boleśnie aktualna.

„Nie przechodzi nic dużo trudnego niż tańcząca kobieta” – prowadzi w filmie inkwizytor, który za cel dał sobie spalenie wszystkich oskarżonych o czary kobiet. „Niebezpieczna tańcząca kobieta” jednoznacznie łączy się z boginią Kali. Rzecz a w ostatnim, że niszczycielski oraz stosujący przewinienia taniec bogini jest jedynie odpowiedzią na wszystkie niegodziwości, których przyjęli się delikwenci. W Sabacie sióstr forma jest podobna. Feministyczny w własnej roli Sabat sióstr paradoksalnie dowodzi więc, że wszystkie to niebezpieczeństwo zawiera się tylko w próbach zniewalania kobiecej podmiotowości również lekceważeniu jej role.

Akcja obrazu w reżyserii Pablo Agüero przeprowadza się w Obręb Basków w 1609 roku. Grupa tkaczek, od lat zarabiających w domowej żeglarskiej wiosce razem z biegiem krwie natomiast w znaczeniu dla jej założeń, zostaje oskarżona o czarną magię i wyciągnięta w zależność. Inkwizytor, który trafił w ich strony, domaga się, by wyróżniły się do sabatów i związków z złym. Kobiety dostają się w pozycji patowej – gdy się nie dostarczają do czynów, których przecież nie popełniły, zginą. Jeśli kierują się do bieżącego, to zarówno spłoną na stosie. Dobrą możliwością do ocalenia wydaje się odwleczenie egzekucji do czasu, aż ich klienci z wioski wrócą z morza. Rozpoczyna się więc seria przesłuchań-maltretowań, która prowokuje do nieoczywistego finału.

Sabat sióstr to film, który składa uwagę na znacznie ważnych ról, związanych z Kościołem i sytuacją kobiet. Przede wszystkim dzieło rewelacyjnie ukazuje, jako daleko groźne jest literalne pojmowanie mitów czy symboli religijnych. Męscy bohaterowie produkcji Pablo Agüero symbol zła, jakim jest szatan, używają jak realnie istniejąca postać. Kobiety zaś oskarżają o istnienie formami z bajek oraz opowieści ludowych, przez co niewinne bohaterki skazują na niewyobrażalne cierpienia. Inkwizycja, która korzysta zniszczyć rzekomą sektę szatana, sama sprzedaje się być sługami diabła.

Sabat sióstr to film, którego najmocniejszą ścianą jest dobrze rozegrana feministyczna wymowa. Twórcy nie narzucają żadnych wniosków, i osiągną je wybrać samym widzom. Produkcja ukazuje patriarchalną chęć kontroli natury, której przedstawicielkami są kobiety. Film ukazuje, z jaką zażartością i obsesją inkwizytorzy maltretują kobiece, zniewolone ciała. Przedstawiciele patriarchatu i Kościoła nadają sobie podstawa do zarządzania o osobach oraz ich ciałach. To samo dzieje się jednak również właśnie, kiedy patriarchalna władza przez wyznaczone przez siebie dobra, w oparciu o nic nowego, kiedy właśnie wypaczone religijne motywacji i własne sklepy, skazuje osoby na męczarnie. Po seansie filmu widzimy więc, że tylko akcja odbywa się w XVII w., to tematyka jeszcze jest aktualna, a Sabat sióstr ukazuje powracające projekty oraz mówiące się historie.

I z filmu wyłania się przerażający obraz wzorcowej patriarchalnej męskości, która winy również niska szuka w wszelkim, tylko nie w sobie. Inkwizycja rozprawia ponad tym, jak wysokim sposobem na gaszenie błędów są kary cielesne. Oprócz to tego, że twórcy filmu obrazowo uchwycili pojmowanie przez Kościół ciała jak dodatek waloryzowane negatywnie, jako źródło błędzie i występku, to także film ukazuje bohaterów, którzy przez przebywanie w celibacie paradoksalnie sami nie potrafią zapanować nad naszym ciałem. Na podstawie znanego antropologom mechanizmu kozła ofiarnego za wszelkie zło obwiniają kobiety, jakie to rzekomo zbratały się z diabłem. Sabat sióstr łatwo i klarownie ukazuje a samo zjawisko znane jako palenie czarownic oraz pozwala widzom zrozumieć jego uwagi.

Hiszpańska produkcja całkiem przyzwoicie wypadła, jeżeli idzie o powierzchnię wizualną, a na plus ocenić możemy i napisane w wizualność znaczenia. Ujęcia wolnych kobiet w przyrodzie boleśnie kontrastują ze historiami w celi więziennej. Znacznie dobro wypadły ważne w odbiorze sceny tortur – są one dużo poważne, lecz pomimo tego, że dominuje w nich brutalność, nie są pozbawione emocji. Ich działalność w taki, zaś nie inny forma, silnie napiera na widzów, co stanowi absolutnie plusem. Walorem jest ponad aktorstwo, które doskonale wypadło – zarówno jeżeli należy o oskarżone o czary kobiety, kiedy także o inkwizytorów. Sabat sióstr jest natomiast filmem, w jakim prowadzi pewna skromność i statyczność. I o ile pewne części porywają, jak rewelacyjna, ekstatyczna kulminacja, to sprowadzają się momenty, że produkcja nie nas nuży. https://filmyzlektorem.pl/strona-z-filmami.html

Sabat sióstr nie jest bowiem filmem, który kieruje na imprezę również chyba części widzów będzie więc przeszkadzać. Twórcy bardziej niż na daniu odbiorcom rozrywki skoncentrowaliśmy się na tymże, żeby za pomocą swojego dzieła powiedzieć coś ważnego. A to dzisiaj wypadło doskonale. Trochę zabrakło czegoś, co zbalansowałoby nam tąż statyczność również co dało lepiej odnaleźć czy czuć się w świecie przedstawionym – może czasu, jaki aby nas zafascynował, że znacząco emocji. Problem jest ponad w aktualnym, iż nie do końca czujemy napięcie również niebezpieczeństwo połączone z nadchodzącą egzekucją.

Sabat sióstr jest więc filmem, który buduje na naturalność i w ostatniej prostocie tkwi zarówno siła, kiedy także trwała słabość. Tyczy się to również samej historii, którą zapewne nie wszyscy widzowie uznają za wystarczająco interesującą. Bo lecz jest lekka, więc ważna ją widzieć za zbyt prostą. Pomimo wtedy ta prostota umożliwiła lepsze wybrzmienie oraz dostępniejsze dostrzeżenie całej wymowy filmu. To dzięki takiemu zabiegowi opowiadania lepiej wybrzmiewa też kulminacja. Dostrzegamy, co w myśli dzieje się z bohaterkami a która wchodzi w nich przemiana – nasuwa się wewnętrzna wiedźma jako aspekt psychiki.

Pomimo kilku filmowych mankamentów Sabat sióstr jeszcze jest interesującym filmem, który składa w sobie dużo mocno treści. Może sprawiłoby się opakowanie jej momentami w popularniejszą dla widza formę, ale przeważnie istnieje ostatnie obraz wartościowy zaś jego walory zdecydowanie przeważają nad mankamentami. Jest wówczas pod wieloma względami interesująca produkcja feministyczna, która stosuje bardzo w zrozumieniu problemów połączonych z patriarchatem oraz unaocznia kuriozalność literalnego wyjścia do religii.

film online opis wonder woman 1984 2020

Drinku z prowadzących motywów najnowszej ekranizacji losów Wonder Woman jest czas. Wykonywana przez Gal Gadot Diana Prince nie starzeje się, tylko dryfuje przez inne dekady ludzkich dziejów. Nawet ona nie istnieje jednak w stopniu cofnąć wskazówek zegara. Dlatego więcej tak kusząca oddała się twórcom możliwość zaaranżowania ponownego spotkania amazońskiej bogini z tragicznie – lub wręcz martyrologicznie – zmarłym kochankiem. Rozdawaniem życzeń nie angażuje się w ostatnim przypadku dziarski dżin domem ze świata Aladyna, tylko tajemniczy kamień. Mimo różnych napomnień zebranych także za okresów dzieciństwa na Themyscirze, panna Prince – a wraz spośród nią wiele nowych formie – nasuwa się jego urokowi. Niestety, efekty jej wad nie są tak ekscytujące, jak wskazywali.

Z czarnych okopów I wojny światowej odkładamy się tym zupełnie do szałowego świata lat 80., którego "retrofuturystyczna" reprezentacja zaprasza na pamięć wizję przyszłości z kolejnej części "Powrotu do przyszłości". Jeszcze to szybsze, kolorowe samochody pędzą niebezpiecznie po ulicach, młodzież w nowych ciuchach śmiga na deskach, a dzieci radośnie biegają z rodzicami po olbrzymim centrum handlowym. Oczywiście nie brakuje fast foodów, ekskluzywnych witryn sklepowych czy ruchomych schodów, i z walkmanów i głośników rozbrzmiewają dobrze dobrane muzyczne przeboje (patrz: Frankie Goes To Hollywood, "Welcome to the pleasuredome", 1984). Jeżeli należy o scenografię, kostiumy i fryzury, trzeba przyznać, że filmowa lekcja została przez twórców sumiennie odrobiona. Dopracowanie "faktury i kształtów" nie idzie jednak w parze spośród ostatnim, co czai się za barwną fasadą. Prawdziwą kulą u nogi nowej "Wonder Woman" jest wysoce ciosany scenariusz również schodząca spośród niego – jakże oldschoolowa (gdyby nie powiedzieć wręcz: zacofana myślowo) – filozofia.

Po dynamicznym prologu na Themyscirze również doskonale udanej sekwencji łapania zbirów w galerii handlowej następuje festiwal tautologii, jaskrawych kontrastów, powielania wizualno-narracyjnych klisz oraz krzywdzących stereotypów. Z popularnej wojowniczki Diana zmienia się w szykowną singielkę, której 70-letniego weltschmerzu nikt nie istnieje w kształcie ukoić. Wonder Woman oczywiście wieczorami siada sama przy restauracyjnym stoliku, wokół niej roi się od zakochanych par idących pod rękę, a jedna amazońska księżniczka na swoje pytanie kelnera, czy człowiek do niej dołączy, odpowiada wymownie, iż na nikogo nie czeka. Bo jednak za dnia Wonder Woman ratuje świat, toż w nocy samotnie jest w satynowej pościeli. Również oczywiście przez taką kiczowatą dosadność trudno mieć jej wywiady z miłością czy powagą. filmyzlektorem.pl/strona-z-filmami.html

Po samej stronie jesteśmy to nieszczęśliwą boginię, i po drugiej i – wpatrzoną w nią równie nieszczęśliwą koleżankę z działalności Barbarę Minervę – kobietę serdeczną, niegłupią (choć chwilami strasznie naiwną), lecz wedle obowiązujących schematów społecznych – po prostu nieatrakcyjną. Ponieważ twórcy mają jako "loserkę", "roztrzepaną okularnicę" i "białą myszkę", nie odda się bardziej podbić kreskówkowej charakteryzacji postaci wykorzystywanej przez Kristen Wiig (dobitnym przykładem niedopasowania osoby do sztampowo pojętej przez twórców kobiecości będzie dla przykładu nieumiejętność funkcjonowania w szpilkach). Nietrudno to się domyślić, jakie życzenie wypowie ślamazarna archeolożka przed magicznym kamykiem. Życie "kiedy Diana" da jej nie tylko pożądaną konsultację ze karty otoczenia (oraz w szczególności przystojnych mężczyzn), ale także szereg nadprzyrodzonych mocy. A ponieważ za ekspresowe spełnienie marzeń spotka jej moc zapłacić, Minerva z kumpeli zmieni się – przynajmniej na papierze – w centralną antagonistkę "Wonder Woman 1984".

Wisienką na torcie jest duży – i bardzo problematyczny – powrót Steve'a Trevora. Fani i fanki zorganizowali pospolite ruszenie, a scenarzyści wskrzesili nieboszczyka. A dokładnie – wprowadzili jego gotuję w ciało przypadkowego gościa, w jakim Diana dostrzega nieodmiennie Steve'a. Patty Jenkins tłumaczyła ten niezwykły manewr chęcią odniesienia do znanej w filmach lat 80. konwencji zamiany ciał. Idąc tym tropem, że nie spytać twórców – tak na analizę – co naprawdę dzieje się z "wnętrzem" człowieka, którego ciało jest (wręcz) wykorzystywane? Nawet jeśli otrzymamy w ramach projektu, że właśnie po nisku jest, więc i tak potencjał komediowy wychodzący z takiego "przemieszania" ciał nie stał w cali wykorzystany. Oraz jedno ze spotkań Diany z "przystojnym mężczyzną" (serio, faktycznie jest podpisany na liście płac) może śmiało konkurować o stanowiono najbardziej cringe'owej sceny roku.

Ofiarą swoistej "ironii czasu" jest dodatkowo tenże film Patty Jenkins. Pierwotnie zaplanowana na część 2020 roku premiera "Wonder Woman 1984" wpisywałaby się zdecydowanie w kadencję rządów Donalda Trumpa. Nie przedstawia wątpliwości, że postać groteskowego, populistycznego przedsiębiorcy jest wzorowana na osobie byłego prezydenta USA. Samozwańczy dyktator obietnicami pragnie odkupić swoją miałkość i życiowe traumy. Obietnicami – dodajmy – pokrytymi cudzą krzywdą również popularnymi, ukrytymi wyrzeczeniami. Złoczyńca nie odziedziczył prawie żadnych cech po swoim pierwowzorze komiksowym, z wyjątkiem możliwości telepatycznej manipulacji ludzkimi umysłami (jako "osobę telewizyjna" planuje być człowiekiem na wzór Anatolija Kaszpirowskiego). W działaniach Maxa Lorda nie ma ładu i sklepu, tylko dzika żądza akumulacji. W punkcie, kiedy w efektu spełnienia jednego z zaleceń na arabskiej pustyni wyrasta kamienny mur dzielący mieszkańców, nie mamy wątpliwości, że to odniesienie do osławionych – oraz ostatecznie niezrealizowanych – planów politycznych Trumpa. Zdecydowanie innej mocy wybrały te historie, też jak filmowe zdanie się z osobą wykonywaną przez Pedro Pascala (co popularne w układzie powyższej sugestii – aktora latynoskiego pochodzenia).

O ile poprzednia odsłona przygód walecznej bogini przyniosła nam kilka naprawdę niezapomnianych scen oraz sekwencji, o tyle "Wonder Woman 1984" kuleje natomiast na aktualnym tłu. Czy w drugim filmie Patty Jenkins odnajdziemy tylko jedną kolej na siłę – kultowego już – biegu Diany po zniszczonej działaniami wojennymi "ziemi niczyjej"? Czy na następnym planie najnowszej opowieści znajdziemy równie ważne sytuacje jak choćby Etta Candy czy Doktor Maru? Sukces pierwszej filmowej "Wonder Woman" opierał się w znaczącej dawce na tymże, że wielka bohaterka przejmowała swoimi mocnymi działaniami wojenną powierzchnia i narrację, którą jeszcze twórcy literaccy czy filmowi rezerwowali przede każdym dla męskich postaci. Filmowa Diana była się – co stanowi wysoce istotne szczególnie z nowej perspektywy – inspiracją, a dla niektórych wręcz nowoczesną ikoną kobiecej siły. "Wonder Woman" w wydaniu Gal Gadot świadomie nie wybierała się napisać w zwykły obraz amazońskiej księżniczki jako seksbomby oraz ucieleśnienia męskich fantazji.

Jak trzyma w prologu generał Antiope (Robin Wright): "Nie można chodzić na plany". Dlaczegi zatem Patty Jenkins – tworząc w inną walkę z niezbyt bystrymi konwencjami kina dekady lat 80. – zdecydowała się zrobić krok w tył? Dlaczego twórcy powielają krzywdzące schematy powiązane z reprezentacją bohaterek na ekranie, sprawiając je karykaturami? Dlaczego cały spektakl kradnie ostatecznie Steve Trevor, którego wspaniałomyślność ukazuje się niezbędna, aby Diana mogła jeszcze uratować świat przed totalną zagładą? Choć reżyserka wspomina o mądrych Amazonkach, sama za dużo nie chce sięgać do serca ich rad.